niedziela, 15 września 2013

Ostra jazda

Piątek popołudniu w spokoju usiadłem na mojej sofie, spojrzawszy przed siebie duchowo zacząłem się przygotowywać do tego co mnie czeka za chwil kilka. Pełnia sezonu ma to do siebie, że nie ma się na nic czasu. W myślach kalkulacje czy wszystko przygotowane, baterie naładowane, karty puste, sprzęt wyczyszczony, samochód zatankowany - jeszcze nie ale to dopiero gdzieś po drodze. Ostanie szlify, w myślach notatki tego, przewidywanie wszystkiego co ma się stać. Kawa dodaje smaku myślom przemierzającym bezkres umysłu, to tu wszystko się zaczyna i tu się kończy gdy potrzeba. Koncentracja... i pakuje się. Na 18 mam być na miejscu, gotowość 19 - wiele czasu. Dziś impreza firmowa. Imprezy firmowe mają to do siebie, że przeważnie nie można o nich za wiele pisać i nie można publikować zdjęć na nich wykonanych. Prawo firmy do zachowania prywatności a zaufanie do obsługi technicznej jest równie ważne jak to jakiej wysokości fakturę będzie trzeba zapłacić. Nie pochwale się tym co robiłem, napisze jedynie, że było ciężko. Zdjęcia studyjne przy dużej ilości osób to wyzwanie. Wszyscy chcą być pierwszymi, przeciskają się otaczają z każdej strony. Wiele słów wokół, wiele zdań, kolejne ujęcie, ustawianie modeli, kolejne słowa, trzeba być opanowanym i skoncentrowanym by wszystko poszło jak należy. Jednak gdy goście otrzymują zdjęcie i robią zwykłe WoW - to rekompensuje trud, wiem że zrobiłem dobrze swoja prace. Zadowolony klient to dobry klient.
Godzina 12 szybko przyszła, zwijka sprzętu. Szybko do domu na krótki sen o 4 mam przyjechać po DJ i jedziemy do Warszawy na kolejna imprezę. Nie lubię takich krótkich snów, jednak w tej sytuacji to błogosławieństwo bo w planie było zero snu.
Czwarta rano przepakowanie samochodu, ruszamy w kierunku stolicy. Pusta droga. Samochód mknie po tragicznej siódemce gdzie co chwila stoją fotoradary i są mało ciekawe zakręty. Nigdy nie zrozumiem dlaczego po tylu latach nie mogli zrobić tej drogi całej 2 pasmowej. Przez tyle lat człowiek zdołał jednak poznać każdy jej aspekt, każdy zakręt. Czasem mam wrażenie, że pokonuje ją intuicyjnie odruchowo pokonując zakręt za zakrętem.
Dzisiejszy wyjazd do Warszawy to obsługa corocznej imprezy masowej o nazwie Ecco Walkathon. Kolejny raz z rzędu wykonuję zdjęcia na niej. Niestety w tym roku zbiegła się ona z planowanymi demonstracjami związków zawodowych walczących dobro pracowników. W radio całą drogę słuchałem, jakie mogą być kłopoty, menager dopingował nas byśmy zdążyli wjechać do stolicy przed nadciągającymi autokarami z demonstrantami z całego kraju.
Naciskając pedał gazu obserwując drogę wijącą się o poranku dotarłem do granic Warszawy. Udało się bez problemów minąć Janki i Raszyn najbardziej zakorkowany wjazd do miasta. Śniadanie w MC Donaldzie niezbyt mi odpowiada, jednak czasem nieodzowny aspekt tej pracy. DJ Mike, z którym przyjechałem, najlepiej określił to jedzenie - pachnie zupełnie niczym.

Gdy dojechaliśmy na Agrykole wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zaparkowałem samochód, spotkanie z organizatorem, ostatnie wytyczne z hasłem - wiesz co masz robić i... zaczynamy.
Na początek spacer po miejscu imprezy, poglądowe zdjęcia tego co wokół. Na scenie pojawiają się konferansjerzy, ujęcie ich oraz ich gości w jak najlepszym świetle. Pierwsze zespoły i ludzie, zbierający się w wolnym tempie wokół. Charakter imprezy to piknik rodzinny. Dzieci wokół biegają i się śmieją, ich rodzice wzrokiem za nimi wodzą. Młodzi ludzie z uśmiechem na ustach dyskutują, a starsi pokazują tym młodszym, że w sile wieku można mieć więcej sił od nich. Gdzieniegdzie można było zobaczyć celebrytów, znane osobistości gdy nie pokazywały się na scenie spacerowały i rozmawiały z mieszkańcami Warszawy.
O godzinie 11 rozpoczyna się spacer wytyczoną dziesięciokilometrową trasą ulicami Warszawy, godzinę później rozpocznie się 6 kilometrowy. Na starcie pojawili się celebryci przecinający wstęgę, otwierający trasę. Fotoreporterzy, paparazzi wszyscy chcieli jak najlepsze ujęcie. Operatorzy kamer filmujący wszystko, przekazujący na żywo moment gdy zgromadzeni będą mogli wyruszyć na spacer. Przecięta wstęga, orkiestra zaczęła grać. Wszyscy ruszyli przed siebie. Byłem w swoim żywiole. Ujęcie za ujęciem zerjestrowałem wszystko co mnie otaczało, wszystko co się działo.
Niestety w tym samym czasie w Warszawie rozpoczynają się demonstracje, które mogą zakłócić przebieg imprezy. Wytyczone trasy niebezpiecznie blisko zbiegają się z trasami strajkujących. W oddali słychać wystrzały petard. Szczęściem jest to, że Ecco Walkathon jest bardzo dobrze chroniony przez policje, którą można było widzieć na każdym kroku. Radiowozy, policjanci na motorach i koniach gdzieniegdzie ochrona celebrytów w kamizelkach kuloodpornych. Dziwne połączenie, w spokojnym kraju wręcz niespotykane.

Poszedłem na trasę z mieszkańcami Warszawy. Kilka zdjęć ludzi tłumnie idących w szczytnym celu. Każda osoba swoim marszem zbiera pieniądze jakie firma Ecco przekaże dla potrzebujących. Po kilku kilometrach znalazłem skrót by szybciej dotrzeć na miejsce mety by szybciej sfotografować to co dzieje się pod sceną. To było dobre posunięcie. Tyle razy byłem w Warszawie a nigdy nie widziałem pomnika Chopina i Belwederu. Tym razem przez przypadek trafiłem w to miejsce. Bardzo dostojny park. Wszedłem by zrobić kilka zdjęć siedzącemu artyście, dumającemu nad kolejnym utworem. Gdy skończyłem odwróciłem się i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem jak demonstranci idący za mną ulicą odkładali flagi i trąbki i jeden za drugim również weszli by podziwiać pomnik Chopina. W zachwycie wpatrzeni w pomnik robili zdjęcia. Kolejny przykład że sztuka łagodzi obyczaje, musi jedynie trafić na podatny grunt.
Dotarłem znowu na Agrykole i metę marszu. Zdążyłem przed wszystkimi wrócić. Ująłem to co najważniejsze. Kolejny koncert, prezentacja na co wydane zostały pieniądze z poprzedniego roku i finał. Czek już podpisany, pieniądze podliczone. Godzina 16 z minutami zakończyliśmy pracę. Pożegnanie z współpracownikami i organizatorami. Tym razem w drogę powrotną zabraliśmy jeszcze jednego kolegę, Janusza, który przez większość trasy poprowadzi mój samochód. Dobrze bo po takim maratonie fotograficznym byłoby to już dobijające. Tym razem mi się udało.
Dwudziesta pierwsza z minutami i już w domu. Kolejna sztuka za mną, teraz czeka mnie obróbka wykonanych zdjęć. Kolejny dzień siedzenia. Powoli myślami już jestem przy następnym tygodniu, który zapowiada się jeszcze ciekawiej. Dwie sztuki zwieńczone będą jeszcze weselem. Czasem jest to ciężka praca, jednak bardzo ciekawa. Wiele razy z kolegami mówiliśmy, że gdybyśmy tego nie lubili to już dawno nikt z nas by nie pracował przy obsłudze imprez. To jest najciekawsze, że człowiek jak coś naprawdę kocha to niezależnie jak jest mu ciężko dąży do założonego celu, pokonuje trudności by go osiągnąć. Dziś cel został osiągnięty. Zdjęcia już na serwerze, teraz powolne oczekiwanie na kolejną sztukę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz