czwartek, 5 września 2013

Historia jednego zdjęcia

Różne są dziedziny fotografii, w różnych fotografowie się spełniają wykonując czasem tysiące zdjęć. Jednak w gąszczu różnych ujęć najważniejsze są te wyjątkowe. Jestem zdania, że każde zdjęcie powinno się same bronić, każde bez zbędnych słów powinno opowiedzieć historię, myśl jaką fotograf chce przekazać. Czasem jednak należy zrobić wyjątek i powiedzieć coś więcej w słowach. Takie jest dzisiejsze moje zadanie, opisać coś nie opisanego chodź w gronie przyjaciół gęsto dyskutowanego.
Rok temu zostałem poproszony o wykonanie sesji z końmi w tle. Fun'ka jeździectwa, piękne konie, zachodzące słońce, cóż mogę dodać - Kossak byłby dumny z takiego połączenia. Początek sesji jak zwykle ospały, zaznajomienie się z sytuacją, modelem w postaci rączego rumaka. Kilka ujęć w stajni, obok i ruszyliśmy na przejażdżkę. Gdzieś przez las następnie polana. Ujęcia w kłusie i... we wszystkich możliwych cwałach końskiego chodu. Odgłos końskich kopyt przecinał się z szumem drzew oraz naszymi wskazówkami i żartami. Koń to wdzięczny obiekt do fotografowania zwłaszcza jak dosiada go profesjonalny jeździec, a w tym wypadku tak było, dżokejka była perfekcyjna. Nasza sesja nabierała dynamiki z każdą minutą, kolejne ujęcie, kolejny kadr, zmiana obiektywu i kolejna. Wszystko układało się po naszej myśli. Kompozycje były coraz ciekawsze, jedno za drugim zdjęcia układały się w całość.
W pewnym momencie konie weszły do pobliskiego stawu, galopowały w promieniach zachodzącego słońca. Woda rozbryzgiwała się na boki układając wzory mieniące się ciepłymi barwami. Jedna kropla za drugą ścigały się w powietrzu jakby chciały pokazać, która pierwsza ponownie wyląduje w spokojnej dotąd wodzie. Konie z radością mogły się ochłodzić po gorącym dniu. Zadowolone pokonywały kolejne metry bawiąc się wodą, miejscem w którym się znalazły. W pewnym momencie koleżanka zabrała mojego kolegę na przejażdżkę. Spokojnie weszli do wody, dżokejka z przodu, Grzegorz z tyłu, a pod nimi spokojny koń. Chwila pozowania do zdjęcia.... Coś jednak poszło nie tak jak trzeba. Koń zerwał się, wyrwał gwałtownie , Stanął na tylnych nogach, po chwili opadł na nie i ruszył przed siebie. Automatycznie nacisnąłem spust migawki. Aparat ustawiony na seryjne wykonywanie zdjęć w znamy dla siebie tempie wykonywał zdjęcie za zdjęciem, szczęk migawki, akcja się rozwijała gwałtownie. Wodziłem aparatem za wszystkim tym co się działo w wodzie by nie utracić żadnego kadru do momentu jak .... Grzegorz nie znalazł się w wodzie a koń z jeźdźcem nie ukrył się za drzewami. Po chwili wszystko ucichło. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Nie wiem czy były jakieś krzyki, wrzaski czy koń rżał, skupiony byłem na tym co robię. W takich sytuacja decyduje refleks, decyduje szybkość naszych reakcji a także szybkość i precyzja aparatu.
Kolega stał samotnie pośród fal wzburzonego stawu, zmoczony,  zaskoczony tym co się stało. Jego mina była bezcenna. Gdy stwierdziliśmy, że nikomu ani koniu nic się nie stało, ogarnął nas gromki śmiech. Koń przestraszył się czegoś i uciekł. Szczęście że skończyło się to tylko tak, że nikomu się nic nie stało jednak efektem tego zdarzenia było to jedno zdjęcie wybrane spośród wielu. Jedno zdjęcie opowiadające tamtą historie, wszystkie inne wykonane na tamtej sesji może są bardziej artystyczne, może jest lepsza gra świateł i cieni jednak są jedynie dopełnieniem tej jednej fotografii.


Podziękowania i pozdrowienia dla Olgi i Grzegorza.

1 komentarz: