sobota, 31 sierpnia 2013

Podniebne królestwo

Kilka lat temu, w 2009 roku, wykonywałem zdjęcia na pokazie lotniczym Air Show w Radomiu. Wówczas pierwszy raz brałem udział w tego typu imprezie zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i prywatnej. Zawsze lubiłem samoloty, oglądać je, podziwiać, jednak mimo to nasze drogi rzadko się przecinały, tym bardziej cieszyłem się z tego zlecenia. Niestety impreza zakończyła się tragicznie, gdyż rozbił się podczas pokazów samolot myśliwski - tych zdjęć nie będę publikował. Skupmy się na tym co pozytywne - ale od początku.
W Radomiu miałem być na godzinę 7 rano ponieważ o tej godzinie odchodził ostatni autobus obsługi. Musiałem na niego zdążyć by nie mieć problemów z wejściem z całym ekwipunkiem. Niestety była to niedziela a dzień wcześniej miałem ślub. Z wesela wyszedłem o 2, chwila snu i trzeba było jechać. Pamiętam, że do Kielc jechałem na autopilocie, jednak punkt 7 przejechałem tabliczkę Radom. Konsultacja telefoniczna i dotarłem do miejsca zbiórki - na szczęście była obsuwa więc nie czekali wszyscy tylko na mnie. Gdzieś w okolicach 8 dotarliśmy na lotnisko i od tego momentu zacząłem robić swoje. Wpierw rekonesans, gdzie co stoi, gdzie można a gdzie nie można się poruszać. Akredytacja pozwala na wiele jednak nie na wszystko na co miało by się ochotę. Zwiedzanie całego obszaru pokazów chwile mi zajęło jednak do rozpoczęcia przedstawienia jeszcze było trochę czasu. Kawa by obudzić się po nieprzespanej nocy, szybkie wrzucenie coś do żołądka i można zacząć pracować. Wpierw to co jest na ziemi. Najlepiej zrobić od razu zdjęcia, które jest się w stanie zrobić - nie odkładam na później takich okazji, nigdy nie wiadomo jak się sytuacja rozwinie, jak scenariusz się zmieni. Na takich imprezach sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie i w wielu przypadkach nieprzewidywalnie.



Wolnym krokiem przespacerowałem się pomiędzy uziemionymi maszynami. Nie będę tutaj popisywał się nazewnictwem lotniczym czy znajomością maszyn ponieważ nie znam się na tym. Nie wszystko co mi się podoba muszę znać dogłębnie. Mimo to zdjęcia musiały być perfekcyjne dlatego przy każdym samolocie, helikopterze spędzałem chwile by uchwycić ich piękno a także pokazać klimat imprezy. Do niektórych maszyn mogłem wejść, zobaczyć je od środka, niektóre tylko ze znacznej odległości mogłem fotografować. Jednak najlepsze miało dopiero się zacząć.
Na płycie lotniska zaczęły pojawiać się maszyny. W programie w niebo miały się wznieść ekipy akrobatyczne Red Arrow, Żelaźni oraz piloci wojsk któregoś z państw skandynawskich, miał być przelot ciężkich samolotów wojskowych a także akrobacje bojowych myśliwców w tym też pokaz bitwy powietrznej.



Pierwsze maszyny wzbiły się w powietrze. Na początek wolne przeloty nad publiką tylko po to by z minuty na minutę pokazu przyspieszać i rysować na niebie coraz to nowe figury wypuszczając za sobą kolorowy dym kreślący trasę przeloty kolumny samolotów. Perfekcja do bólu, każdy przelot, każda figura dopracowana do perfekcji, lecące samoloty w szyku, centymetry dzielące maszyny przelatujące z przeciwka siebie, szybkie odejścia i znów szyk. Migawka produkowała kolejne kadry, żałowałem że nie mam jeszcze dłuższego obiektywu. Zresztą w tego typu zdjęciach zastosowanie znajdują najdłuższe obiektywy.
Zdjęcia same się układały, dbałem jedynie by zachować czasy, by kadr był prawidłowy, by wszystko uchwycić, każdy detal, każdą figurę. Nie wiedziałem co będzie następne tak więc przygotowany musiałem być na wszystko, maksymalna możliwa koncentracja - zresztą zapomniałem już że nie przespałem nocy.






Pierwsza grupa akrobatyczna przyziemiła - chyba tak to się nazywa, kolejna zaczęła kołować, po chwili byli już w powietrzu i spektakl rozpoczęty na nowo. Samolot za samolotem, figura za figurą. Podziwiam pilotów, mają nerwy ze stali, przelatując tak blisko siebie z precyzją zegarmistrzowską. Nigdy nie pojmę możliwości ludzkiego organizmu, który znosi takie przeciążenia, wytrzymuje takie akrobacje.


Mijał pokaz za pokazem, gdzieś w przerwie coś zjadłem, porozmawiałem ze znajomymi. Mijały minuty, godziny aż w końcu w powietrze wzbił się myśliwiec, który tragicznie zakończył swój pokaz. Cisza.... zawody przerwane. Schowałem aparat do torby i w tłumie świadków tragedii ruszyłem do samochodu. Udało mi się złapać taksówkę która zawiozła mnie do samochodu. Przesiadłem się i ruszyłem w potężnym korku do Krakowa, jednak kilka kilometrów dalej zmęczenie dało o sobie znać, nie było sensu wlec się w tym korku, stacja benzynowa, sen. Godzinę później lekko wyspany ruszyłem w dalszą drogę.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Muzyczne fotografie

Dzień powoli zaczyna przeobrażać się w noc, gdzieś na krawędzi dwóch światów powstaje czas zwany wieczorem. Lekka szarówka, słońce powoli za horyzontem, księżyc przedstawia swoje oblicze wołając gwiazdy by jedna po drugiej ujawniały się widzom na ziemi. Temperatura spada nieuchronnie przez zabrane samolubnie promienie przez słońce. W takich warunkach przeważnie zaczynają się koncerty. Wówczas spokojnym krokiem podążam w miejsce gdzie można posłuchać dobrej muzyki na żywo. Przez ostatnie dwa lata miałem możliwość fotografowania koncertów w krakowskim klubie Forty Kleparz.Wyjątkowy klimat bardzo dużego klubu muzycznego sprawia, że koncerty, które odbyły się w nim, zawsze były wyjątkowe. Mała scena dla aranżacji kameralnych, duża gdy w grę wchodzi liczna publika. Oświetlenie, nagłośnienie profesjonalna obsługa, tylko słuchać i delektować się muzyką.... jednak nie w moim przypadku. Ja jeszcze muszę znaleźć sobie miejsce, odpowiedni kadr, dopasować obiektyw do tego co chcę przedstawić. Do tego typu zdjęć należy podejść jak najbardziej obiektywnie. Każdy z nas ma swój -  jakby to nazwać - gust muzyczny. Każdy słucha mniej lub więcej swoich dźwięków, każdy ma opinie na temat takich czy innych gatunków muzycznych. Fotograf wykonuje zdjęcia nie tylko wzrokiem i palcem na spuście migawki ale też wszystkimi swoimi emocjami. OK - nie każdy - ale ja tak mam i wydaje mi się że właśnie tak należy wykonywać zdjęcia by miały w sobie to coś, coś więcej niż tylko zatrzymany obraz, nie tylko lakoniczne przedstawienie tego co się wówczas działo, zatrzymany ułamek historii. Zdjęcie powinno mieć duszę która ujawnia się gdy ogląda je osoba tak samo lub bardziej wrażliwa jak fotograf. Ideałem jest zdjęcie, które porusza wszystkich, jednak najważniejsze jest by zdjęcie spowodowało, że człowiek nad nim się zastanowi a nie przejdzie obok obojętnie.
 

W momencie gdy jestem na koncercie, którego muzykę lubię gdy jest ona bliska mojemu sercu wówczas ona sama inspiruje mnie do kolejnego zdjęcia. Często zdjęcia układają się jedno po drugim, same kadry się nasuwają, pokonują przestrzeń dźwiękową i wydobywają z artysty, sceny to co najpiękniejsze. Połączenie światła z dźwiękiem jest łatwiejsze do objęcia swoją percepcją. Jednak gdy muzyka nie trafia w nasz gust, niestety musimy wyłączyć swoje uczucia, nie należy muzyki ignorować ale podejść do niej w sposób pozytywny, wczuć się w role fana i spróbować popatrzeć jego oczami. Ha! widzę ten szyderczy uśmiech na Twoich ustach, ale niestety tak robię. W przeciwnym razie zdjęcia będą mechaniczne. Chcesz takie robić? Takie zdjęcia wykonuje podejrzewam z 90% fotografów. Czy takie zdjęcia mogą się podobać - pewnie tak,  pewnie nawet się podobają jak jest fotograf na tyle dobry by mechanicznie pewne rzeczy przedstawić. Jednak by zdjęcie było wyjątkowe potrzeba jest zrozumienia tego co się robi. Dlatego zrozumienie fana danej muzyki to najprostszy według mnie sposób na zrozumienie muzyki a co za tym idzie wykonanie dobrego ujęcia. Nie jest to łatwe bo niby jak ktoś kto słucha całe życie disco polo nagle ma zrozumieć hard rock i vice versa. Dlatego warto wyrobić sobie nawyki profesjonalnego fotografa, nawyk kameleona, adaptacji do istniejących warunków. Taki nawyk pomaga nie tylko gdy wykonujemy zdjęcie koncertów ten nawyk pomaga w codziennej pracy fotoreportera.
Koncerty to tez walka z otoczeniem. Przedzieranie się przez tłum często daleko pozytywnie nastawiony do kogoś kto chce się wepchać o rząd wcześniej, patrząc na fotografa jak na intruza. Dobrze gdy są przejścia techniczne, jednak nie zawsze tak jest. Wówczas trzeba ulokować się przed koncertem w miejscu do którego później będzie najgorszy dostęp - czytaj pod sceną - i w trakcie koncertu sukcesywnie zmieniać położenie oddalając się od niej. Niestety nie zawsze to udana strategia bo nagle okazuje się, że najciekawsze sceny dzieją się pod koniec koncertu i ... trzeba się przedostać pod scenę. Chroniąc sprzęt przedzierasz się przez rozentuzjazmowany tłum, po którym możesz się wszystkiego spodziewać. Docierasz do pozycji z góry zaplanowanej wyciągasz aparat i robisz kolejne ujęcie. Często zmiana obiektywu w takich warunkach nie jest możliwa lub jest mało bezpieczna dla sprzętu więc wszystko to trzeba wcześniej zaplanować.


 

Koncerty w Fortach Kleparz były naprawdę wybitne. Który zrobił na mnie największe wrażenie? Ciężko wymienić jeden. Koncerty Piotra Roguckiego z Coma, czy też przy własnych projektach, to symfonia światła i dźwięku w niepowtarzalnej kompozycji, koncerty które zaskakują. Połączenie gry aktorskiej i wybitnych umiejętności wokalnych ... zdjęcia wykonywałem jedno za drugim gdzieś w przestrzeni zamyślenia dostrzegałem kolejny i kolejny kadr.
 
 
 
 
 Perfect to dinozaury polskiej sceny muzycznej. Ich koncerty to symfonia starych i nowych kawałków, którą chcą słuchać tłumy. Słuchać, to mało powiedziane, na ich koncertach zawsze ludzie śpiewają każdy kawałek. Ujęcie tego wszystkiego na jednym zdjęciu - bezcenne. Jakiś rok temu wykonywałem zdjęcia na Stadionie Narodowym podczas koncertu Perfectu tam zrobiłem jedyne jak do tej pory zdjęcie Grzegorza Markowskiego ze swoją córka na scenie. Patrycja ze swoim tatą zaśpiewali Kołysankę i... fotografia bezcenna.
 

Koncerty Meli Koteluk to kolejne odkrycie na scenie. Delikatna muzyka łatwo wpadająca w ucho - przyznam się przed pierwszym koncertem nie znałem wokalistki, nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Pierwsze dwa trzy takty pierwszego utworu i już wiedziałem, że to będzie ciekawy koncert. I taki był. Wizualizacje na olbrzymim ekranie idealnie skomponowane do muzyki a w nich skąpani artyści pokazujący swój kunszt.
 
Zapewne powinienem tu napisać coś o każdym koncercie by nikt nie został pominięty, jednak dziś nie o to mi chodziło. Dziś chciałem pokazać jak uczucia i preferencje muzyczne oraz otoczenie mogą wpłynąć na końcowy efekt zdjęciowy. Hmmm może kiedy indziej zrobię serie opowieści o minionych koncertach i opisze przez jak bardzo gęsty tłum przedzierałem się by podejść do sceny, jak ludzie wcześniej noszeni na rękach przez tłum kończąc upadali na mnie w trakcie koncertu jak dziewczyny piszczały na widok artystów, jak tłumy szalały zarówno w Fortach Kleparz jak i na koncertach w całej Polsce. Może kiedyś zrobię ale to już nie dziś.




wtorek, 27 sierpnia 2013

Finlandia - cz.ostatnia

W dniu imprezy pogoda się popsuła. Z obawą patrzyliśmy w niebo by to nie przyniosło czegoś w kształcie deszczu. Byliśmy przygotowani na każdą ewentualność ale.... zawsze lepiej się pracuje, gdy nie pada. Ostatnie przygotowania, ostatnie szlify i.... Impreza rozpoczęta. Kilkutysięczny tłum przechadzał się po padoku z samochodami, oglądał pokazy jazdy samochodów czy akrobatyczne wyczyny motocyklistów i samolotu RedBull. Wszystko bardzo szybko minęło, tak szybko że nikt się praktycznie nie spodziewał. Godz 17 i ... po imprezie.Wspomnienia tego dnia przywołują na pierwszy plan moment gdy wyjechały wszystkie super-samochody na tor i robiły rundę honorową . Ryk silników był bajeczny. V6, V8, V12 jadąc jeden za drugim grały niepowtarzalną muzykę, która porusza każdego fana motoryzacji.
 
 
 

Gdy emocje opadły, widzowie powoli opuszczali lotnisko, wszystkie ekipy zabrały się do demontażu urządzeń, okablowania itd. Wiele kolejnych godzin już przy zachodzącym słońcu, które pojawiło się gdzieś pod koniec imprezy. Towarzyszyło nam ono do samego końca.
Wracając z lotniska zmęczeni, ale zadowoleni z tego co za nami zatrzymaliśmy się w sklepie. Każdy z nas chciał jakoś uświęcić ten dzień, zakupić niskoprocentowy alkohol zwany piwem i.... okazało się że na czas imprezy w całych Helsinkach wprowadzono prohibicje. Pierwszy raz w życiu nasze działania sprawiły, że perturbacje tych czynów odczuwalne były w całej stolicy kraju. Można powiedzieć, że to były działania niepożądane.  Jednak kilku młodych ludzi sprawiło, że całe miasto o ich działaniu usłyszało. Jest to swego rodzaju pokaz jak wiele może sprawić niewielu.
 

Opisywałem lotnisko, przygotowania do imprezy, samą imprezę streściłem świadomie, jednak nie wspomniałem nic na temat miasta Helsinki. To niech będzie taka wisienka na torcie. W wolnych chwilach, tylko gdy mieliśmy więcej czasu zwiedzaliśmy stolice Finlandii.
Helsinki to miasto, którego ważniejsze miejsca spokojnie można przejść używając własnych nóg. Centralny deptak prowadzący do portu, katedra czy sobór Uspienski. Przeszliśmy przez ulice handlowe, zobaczyliśmy ekskluzywne biurowce w centrum miasta. Odwiedziliśmy największy w europie dom handlowy - jest naprawdę ogromny. Klimat typowo skandynawski, daje się odczuć że te wszystkie miejsca jakie widzimy nie są przyzwyczajone do tego że świeci słońce, że nie leży na nich śnieg. Ludzie delektowali się tym że przyszło lato, przesiadywali w ogródkach, popijali kawę, tłumnie przemierzali ulice. Jednak miejsca mówiły coś innego, jakby chciały nam przekazać, że to jedynie chwila takiej dobroci, jedynie chwila raju, już za chwilę skończy się to eldorado i zacznie sroga zima. Nawet wykute w skale parkingi podziemne, ponoć są tam połączone ze sobą tak by w zimie nie trzeba było odśnieżać centrum a samochody mogły się po nim bez problemów poruszać pod ziemią. Słońce, które towarzyszyło nam cały czas podczas zwiedzania miasta, samym wyglądem przypominało, że nawet ono jest tu obce. Delikatnie zniekształcone atakowało swoimi promieniami nadając nieprawdopodobne kontrasty. Siła światła była tak wielka, że aparat na niskich ISO przy przysłonie f.8 wykonywał zdjęcia poprawnie naświetlone przy czasach nawet do 1/8000s. Nowe doświadczenie z takimi warunkami. nigdzie w europie nie spotkałem tak ostrego światła a co za tym idzie tak głębokich cieni.

Po zwiedzeniu miasta, wsiedliśmy na mały stateczek i popłynęliśmy na połączone wysepki Soumenlinna. Jest to była twierdza wojsk Fińskich, później Rosyjskich. Historia pokazała jak to miejsce przechodziło z rąk do rąk różnych narodów. Wszystko to odcisnęło niezatarte piętno tego miejsca. Dawna, odrestaurowana zabudowa, parkowe alejki owijające miejsca skoszarowania niegdyś żołnierzy. Kościół biało połyskujący na wzniesieniu i wały obronne. Połączenie ze sobą miejsc świętych i głęboko zmilitaryzowanych nasuwa jedynie jedno określenie - co boskie oddajcie Bogu a co cesarskie Cezarowi.
 
 
 
 
 
Widok z wałów obronnych był obłędny. Dziesiątki wysepek zaplątanych w Bałtyckie morze, słońce swoimi mistycznymi promieniami oplatało całą krainę. Tak jest to kraina Królowej Lodu, to ona jest Panią tego terenu, to ona tu rządzi. Czy trafiliśmy na jej sen, czy może ktoś skruszył lód z jej serca - nie wiem. Jedno co mogę napisać to to, że przeżyliśmy wspaniałą przygodę, odwiedziliśmy wspaniałe miejsca, a Królowa Lodu nam na to pozwoliła.
Gdy wjechaliśmy na prom ogarnął nas smutek że tak szybko opuszczamy ten kraj. Spotkaliśmy życzliwych ludzi, wspaniałe krajobrazy, uczestniczyliśmy we wspaniałej imprezie której byliśmy współtwórcami. Tu chciałbym podziękować Grzegorzowi i Dariuszowi za to, że mogłem w tym wydarzeniu uczestniczyć i za to że zostało ono zorganizowane.
Prom powoli odpływał, Helsinki oparte na tle zachodzącego słońca żegnały nas swoim urokiem. Rozpoczęliśmy długi powrót do Krakowa. Małe zakupy na promie, ostatnie chwile odpoczynku przed trasą.
W Talinie byliśmy po 23. Wsiedliśmy tam do samochodów i po zatankowaniu ruszyliśmy w drogę powrotna.